Bieg Piastów CT42 – co można robić zimą gdy się nie ślęży
Biegówki
Co to w ogóle jest? Rozmowa w korporacyjnej kuchni:
-Byłeś na nartach? Znaczny zjazdowych?
-Nie, na biegówkach.
-A na zjazdowych też jeździsz?
-Kiedyś jeździłem, ale mnie to znudziło.
-???
No właśnie. Na biegówkach można jeździć w różnej formie. Już pod koniec pierwszego dnia jazdy na nartach wypożyczonych w jednej z jakuszyckich wypożyczalni można poruszać się w miarę sprawnie do przodu klasykiem i mieć z tego radochę. Obcowanie z przyrodą, z ludźmi. Piękne widoki, super jedzenie w Hotelu Biathlon, półgodzinne kolejki w Orlu, piwo w Czechach. Tak wyglądają zimowe weekendy kilkuset ludzi z Dolnego Śląska.
W jakuszyckich wypożyczalniach z rana, w weekend są prawie zamieszki.
Jak się zaparkuje przed 9, miejsce będzie na pewno.
-Byłeś na nartach? Znaczny zjazdowych?
-Nie, na biegówkach.
-A na zjazdowych też jeździsz?
-Kiedyś jeździłem, ale mnie to znudziło.
-???
No właśnie. Na biegówkach można jeździć w różnej formie. Już pod koniec pierwszego dnia jazdy na nartach wypożyczonych w jednej z jakuszyckich wypożyczalni można poruszać się w miarę sprawnie do przodu klasykiem i mieć z tego radochę. Obcowanie z przyrodą, z ludźmi. Piękne widoki, super jedzenie w Hotelu Biathlon, półgodzinne kolejki w Orlu, piwo w Czechach. Tak wyglądają zimowe weekendy kilkuset ludzi z Dolnego Śląska.
W jakuszyckich wypożyczalniach z rana, w weekend są prawie zamieszki.
Jak się zaparkuje przed 9, miejsce będzie na pewno.
Bieg Piastów
To festiwal biegowy rozgrywany przez dwa weekendy na przełomie lutego i marca.
To 44. edycja. Ludzie ścigali się w nim gdy termin kolarstwo górskie jeszcze nie istniał i 30 lat przed pojawieniem się rowerowego terminu enduro.
Dla mnie liczył się tylko jedyny słuszny dystans CT50: 50 km stylem klasycznym. Kto wygrywa go na olimpiadzie, nazywany jest Królem Nart. Chodziło mi to po głowie od lat. W 2014 byłem już zapisany, ale organizator z powodu braku śniegu skrócił trasę do 10 km, więc nie pobiegłem. Dla takiego dystansu nie warto przypinać numeru ;).
W tym roku na bieg główny zapisało się ponad 1800 zawodniczek i zawodników. Tyle co na najpopularniejsze edycje Bike Maratonu. To dużo.
Można też biegać stylem łyżwowym. Łyżwa jest szybsza i bardziej męczy. Ale do łyżwy trzeba mieć inne narty, inne buty i dłuższe niż do klasyka kije. Narty muszą być dobrze nasmarowane, a trasa przygotowana ratrakiem. W naszym klimacie biegówki zajmują 2, maksymalnie 3 miesiące w roku. Dziękuję postoję. Klasyk mi wystarczy.
To 44. edycja. Ludzie ścigali się w nim gdy termin kolarstwo górskie jeszcze nie istniał i 30 lat przed pojawieniem się rowerowego terminu enduro.
Dla mnie liczył się tylko jedyny słuszny dystans CT50: 50 km stylem klasycznym. Kto wygrywa go na olimpiadzie, nazywany jest Królem Nart. Chodziło mi to po głowie od lat. W 2014 byłem już zapisany, ale organizator z powodu braku śniegu skrócił trasę do 10 km, więc nie pobiegłem. Dla takiego dystansu nie warto przypinać numeru ;).
W tym roku na bieg główny zapisało się ponad 1800 zawodniczek i zawodników. Tyle co na najpopularniejsze edycje Bike Maratonu. To dużo.
Można też biegać stylem łyżwowym. Łyżwa jest szybsza i bardziej męczy. Ale do łyżwy trzeba mieć inne narty, inne buty i dłuższe niż do klasyka kije. Narty muszą być dobrze nasmarowane, a trasa przygotowana ratrakiem. W naszym klimacie biegówki zajmują 2, maksymalnie 3 miesiące w roku. Dziękuję postoję. Klasyk mi wystarczy.
Treningi
Na biegówki ciężko jeździć samemu. Do Jakuszyc jedzie się ponad 2 godziny. Bliżej, w Górach Sowich, w tym roku prawie nie było śniegu. Są jeszcze Bielice, Harrachov. Dlatego tej zimy tylko w jeden weekend udało mi się pobiegać oba dni. Na szczęście Beata i Kasia, moje znajome co mają doświadczenie w ściganiu, bo ukończyły już dwa Biegi Piastów, lubią pojeździć na biegówkach dłużej niż 2h 45 minut. Tym sposobem mogłem naknurzać dłużej niż spędziłem czasu w aucie na dojazd. Wahadłowo. Tak samo od zawsze: do przodu wycieczki, nawrót, powrót do ostatniego uczestnika i z powrotem do przodu. Tym sposobem podczas jednego wyjazdu jedni pokonują 30 km, inni 42. Każdy może się styrać ile chce.
Poza samymi biegówkami przygotowałem się i przebiegłem na początku Ślężański Górski Półmaraton Zimowy.
No i siłownia: zauważyłem, że po weekendzie na biegówkach mam więcej siły przy zginaniu nogi na maszynie. Więc może jak będę więcej zginał nogę na maszynie, to będę szybciej biegówkował? Tak zrobiłem. Jeszcze dużo podciągania i brzuchy z 20kg czajnikiem na klacie: marną technikę nadrobię siłą!
Fala
Jednego dnia tej zimy spotkałem Falę: kolegę ze studiów, z którym kiedyś spawaliśmy w jednym open space. Kiedyś Fali i jego żonie pokazałem biegówki. Dziś Fala ma przebiegniętych 5 Biegów Piastów i domowe stanowisko do smarowania nart.
Zna się na tym niczym Knurświn na progresji zawieszenia, a jakuszyckie trasy zna jak Knurświn Ślężę. Fala stwierdził, że moje 8 letnie biegówki nadają się do zrobienia płotu. Poradził kupić nowe. Tak zrobiłem. Najdłuższy rozmiar, wersja sztywniejsza – biegówki dobiera się pod wagę i moje muszą być dobrane do mojej nadwagi.
Technologia idzie do przodu we wszystkim. Obecnie amatorskie narty do klasyka mają w części środkowej moher: włosie podobne do skiturowych fok. Podobno działa to super na lodzie. Dzięki nowym nartom pierwszy raz od lat wychłodziłem się na zjeździe. Bo jechały.
Gdy Fala zobaczył, jak podbiegam stromy podjazd stwierdził, że wsadzę mu pół godziny na Biegu. Na Ślężańskim Górski Półmaratonie Zimowym stracił do mnie 3 minuty na pierwszej rundzie… po czym przebiegł drugą, bo biegł CAŁOŚĆ – to grubszy cwaniak! Ja stwierdziłem, że to Fala wsadzi mi pół godziny.
BPS
Czyli bezpośrednie przygotowanie startowe. Wiedziałem, że ma znaczenie, dlatego półtora tygodnia do zawodów dorzuciłem sobie więcej do pieca na siłowni, a w tygodniu zawodów na nią nie poszedłem. Wyspanie dwa razy. Ładowanie węglowodanami wieczór przed. Odbiór numeru startowego tydzień przed. Dużo rzeczy zrobiłem dobrze. To zadziałało.
Vitargo
Pyra w płynie. Napój specjalnie wymyślony dla narciarzy biegowych. Opowiedział mi o nim dawno temu Zbyszek, kolega z maratonów i tras enduro. Sprawdzaliśmy je wcześniej. Nie szkodziło. Przebiegłem na nim Ślężański. W dniu startu nie było dużego mrozu, dlatego wziąłem 1,5 l do bukłaka. Miało mi to dać duże korzyści na całej trasie.
Dzień startu
Spaliśmy w Szklarskiej Porębie. Mieliśmy zarezerwowane miejsce na parkingu tuż koło startu. Bez tego byśmy w ogóle nie zaparkowali. Zdążyliśmy dojechać. Start był o 9, ale nasz (Beaty, Kasi i mój sektor miał startować o 9:24). Fala dwa lata temu pobiegł powoli, bo miał infekcję, więc jechał z sektora szóstego i startował 6 minut przed nami.
Zakładałem, że i tak będę musiał wyprzedzać dużo ludzi i jednocześnie nie chciałem się wychłodzić, więc do ostatniego sektora wszedłem jako jeden z ostatnich ubrany w worek foliowy, który miałem z siebie zedrzeć i wrzucić go do plecaka. Jeszcze trzeba było zrobić to zdjęcie.
Spiker powiedział, że ruszamy.
Zdarłem z siebie worek i dałem go wolontariuszowi, co już trzymał w ręku jedną folię NRC.
Ściganie
Trasa ma 42 km. Jest skrócona z powodu małej ilości śniegu. Spodziewam się czasu typu 4 godziny z hakiem.
Początek miał być powolny w tłumie i jest. Idziemy na 8, czy 12 rzędów. Mam ochotę wyprzedzać ludzi pod górę między torami, ale boję się kraksy. Organizator pierwszy punkt wymiany kijów umiejscowił 500 m od startu. Coś w tym musi być.
Organizator tak nasypał śnieg, że ciężko zauważyć, że przecinamy tory kolejowe – klasa! Za torami zaczynam wyprzedzać.
Przede mną wywraca się dwóch gości. Mijam ich kopnym śniegiem. Nie wywrócili mnie. Robię jak radził Fala: jadę mocno do pierwszego zjazdu z Działu Izerskiego na Harrachov. Im bardziej z przodu, tym bezpieczniej. Tam mogą być karambole. Dział Izerski ma być po 3,5 km. Cisnę. 3,5 km mija. Działu nie widać. Cisnę dalej. Zjazd zaczyna się dopiero po 5 km. Bolą mnie plecy. Od ładowania z kijów (czyli oba kije na raz, bez pracy nóg – tak jest najszybciej) i ze strachu. Na zjeździe nikt przede mną nie glebi. Miejscami hamuję, bo mam bardzo szybkie narty i nie chcę wjechać nikomu w plecy. Zmiana torów na zjeździe jest ryzykowna. Udało się. Wszyscy cali. No prawie, bo Beata i Kasia widziały na końcu zjazdu jak GOPR zwijał panią z raną kłutą. „Hey, that’s racing!”.
Pojawia się pierwsza mata pomiaru czasu. Wykazuje potem, że wyprzedziłem już 500 zawodniczek i zawodników.
Z pierwszą matą pojawia się pierwszy wodopój. Dostaję coś do picia. Pytają co chcę, mówię „Dajcie mi cokolwiek!”. Herbata jest słodsza od izotonika. Wszystko mi jedno. Chcę mało stracić na wodopoju. Na koniec dostaję jeszcze wafelka. Wafelki rządzą. Tętno spada na chwilę. Wodopoje są super zorganizowane. To aż dziwne, że można obsłużyć tak sprawnie taki tłum ludzi z ponad dwumetrowymi deskami przyczepionymi do stóp.
Po wodopoju można ładować dalej.
Rozpoczyna się kilkunastokilometrowy podjazd w rejon Samolotu.
Na 10 km wyprzedzam pierwszego zawodnika z numerem niższym niż 1000. Numery mają znaczenie. Oznaczają jak kto pobiegł w poprzednich latach. Im niższy numer, tym pobiegł szybciej. Ja mam 1774 – to moje pierwsze zwody biegówkowe i nie należy mi się niższy.
Na zjeździe z Samolotu razem z zawodnikiem, który postanawia pić na lewym torze powoduję niebezpieczną sytuację. Lewy tor służy do wyprzedzania, a gość na nim zwalnia. Nie mam jak zmienić toru, więc też zwalniam. Inny zawodnik wjeżdża mi w plecy. Odpycha mnie lekko. Nikt się nie wywraca. Udało się bez konsekwencji. Jedziemy dalej!
Od 20 km boli mnie lewe ramię. To lewy obojczyk złamałem parę lat temu. Znam ten ból z treningów. Wiem, że może przestać i że trzeba się z tym pogodzić.
Na 29 km jest mijanka z ludźmi dla których to 39 km. Widzę numery 400 i 500 i 1800 – są tacy co wyrwali do przodu bardziej niż ja.
Wszyscy zwalniają. Po wszystkich widać zmęczenie. Kilometry mijają szybko.
Zbliża się Bez Łaski – jeden z trudniejszych podbiegów na trasie, który kończy się przed 39 km. Potem już tylko zjazd. Czuję spore zmęczenie, mam początki skurczy w okolicy goleni, ale wszystko kontroluję. No prawie. Na jednym z zakrętów wywracam się „na prostej drodze”. To się zdarza. Taki skurcz mnie nie wywróci, co najwyżej spali mi trochę kalorii. Wiem, że muszę cisnąc do końca, bo inni czują się gorzej. Bez Łaski to podjazd, więc wyprzedzam więcej niż na płaskim. Podjazd się kończy, pojawia się słupek 39 km. Zaczyna się ostatni zjazd Dolnym Duktem. Szukam okien do bezpiecznego wyprzedzania. Udaje się ciachnąć jeszcze kilku. Zakręt w prawo. Ostatni podbieg. 1 km do mety. Ładuję z kijów ile wlezie. Jeden z mijanych gości chce się ścigać. Przyśpiesza. To i ja. Zostawiam go z tyłu. Pojawia się ostania prosta i publiczność, a przede mną zawodnik któremu wjadę w tyłek, jak nie zmienię toru. Zmieniam tor i przy tym glebię. Ktoś krzyczy żebym wstawał. Odpowiadam, że przecież nie będę tak leżał. Meta. Obaj, wyprzedzony i wyprzedzany przyjeżdżają przede mną. Zbijając żółwika z tym, co chciał się ścigać patrzę na jego numer. Jest niższy niż mój. Będę przed nim w klasyfikacji netto. Uff. 🙂
Spis ciekawszych czasów i wyników – zegar nie kłamie.
02:07:17 czas Dominika Burego, zwycięzcy. Dominik jest też Mistrzem Polski i też jechał z bukłakiem.
02:29:23 czas najszybszego zawodnika po 60-ce. – Human hilight film!
03:14:55 czas najszybszego zawodnika po 70-ce. – Half man, half amazing!
03:56:09 czas Fali – zbudował 3 minutową przewagę na starcie i powiększył ją do 5 minut. Nie spotkałem go na trasie.
04:00:56 mój czas. 824 miejsce open.
05:52 czas Beaty i Kasi – dziewczyny jechały turystycznie.
Ukończyło 1619. Do pierwszej połowy brakło mi kilku miejsc.
Konsekwencje
Ramię bolało mnie jeszcze jeden dzień. Nie odpadło.
Wnioski
Ubaw był po pachy. To sport stworzony pode mnie. W przyszłym roku możemy z Falą trafić do jednego sektora. Już się tego boję. 🙂