Enduro MTB Series Mieroszów 2017

6 października, 2017 / Masko Patol
Mieroszów – miejsce gdzie cztery lata temu wszystko się dla nas zaczeło i miejsce gdzie w tym roku kończymy zabawę w rowerowe potyczki.

Miejscówka w naszym mniemaniu ma rangę kultowej. Tym razem było nam dane ścigać się w aurze jesiennej. Inny organizator, inna formuła, inna pora roku, niezmiennie ten sam najwyższy poziom funu. Ekipa Kellys MTB Enduro series przejęła pałeczkę po chłopakach z EMTB, poprzeczka była postawiona wysoko, a po bardzo udanej edycji w Baligrodzie oczekiwania były duże.

fot. Krzysztof Stanik

Prognoza pogody tego dnia była optymistyczna, biometr korzystny. Wszystko musiało się więc udać. I się udało. Organizator przygotował nam sześć ociekających sokiem i posypanych melafirem odcinków z czego kilka było powtórzeniem znanych singli z delikatnymi wariacjami. Ale po kolei.

fot. Krzysztof Stanik

OS1

Start odcinka ze szczytu Lesista Wielka, na północ od Mieroszowa. Stroma dojazdówka zmusiła nas do prowadzenia rowerów. Długo. Początek sekcji to korbienie do stanu przedzawałowego, później wpadamy na całkiem sytą ściankę, kilka miejsc trudnych technicznie, wąskie przesmyki między skałkami gdzie czasem tworzył się komitet kolejkowy. Później jeszcze kilka miejsc gdzie można było sobie przypomnieć po co w rowerze jest łańcuch. Oes zebrał całkiem spore żniwo w zespole. Jak się okazało po wizytach u dokturów Maciek pękł żebro i 3 tygodnie ma zakaz śmiacia a Masko popsuł staw barkowo-obojczykowy i łazi w ortezie. Asia skręciła kostkę ale jakimś cudem przejechała wszystkie odcinki. Reszta na szczęscie bez szwanku. A, jeszcze Sebix turlał się sto razy ale u niego to normalne – taka stylówa.

OS2

Rozpoczynał się z Bukowca, nieopodal Kopalni Melafiru. Cóż to była za epicka ścieżyna, tam chyba było wszystko, ścianki, trawersy, nadświetlna, switchbacki i lody Magnum w ambulansie na dole. Poziom endorfin wymieszany z adrenaliną pozwolił zapomnieć o BULU i przylepił permanentnego banana na dalsze kilometry. Pozostali uczestnicy też w zachwycie wpadali na metę. Szacun dla orgów, kolejna ścieżka, którą obowiązkowo trzebe będzie zaliczyć odwiedzając Sokołowsko. Jeśli nie zarośnie.

OS3

Góra na W. Z morza melafiru został już tylko strumyk, to już nie ten sam odcinek co kiedyś choć dalej nie przestaje bawić i uczyć pokory. Dorobił się nowego zakończenia, które wydłuża zabawę i czyni go jeszcze atrakcyjniejszym. Początek też został trochę wydłużony, żebyśmy zbyt wypoczęci nie wpadli na pierwszą ścianę. Mieroszów bez Włostowej byłby smutny jak Świebodzin bez figury Chrystusa więc bardzo się cieszymy, że się pojawił.

OS4

Powtórzenie OS2 z zawodów EMTB. To co najbardziej zapada w pamięci z tego odcinka to tętno maksymalne, które wskakuje częściej niż na innych za sprawą kilku całkiem długich podjazdów. Na samym końcu pojawiła się hopka, która na 0,3 sekundy pozwoliła zapomnieć o myślach samobójczych pojawiających się podczas dopiero co odbytych interwałów.

OS5

Czyli już prawie koniec oddalony o prawie milion kilometrów od mety OS4. Start w pobliżu odcinka drugiego, podejściówka częściowo puszczona tymże singlem. Zaczynał się smutnym pedałowaniem po szerokiej trawiastej drodze. Było tak smutno, że każdy z nas się zastanawiał czy dobrze jedziemy. Dopiero po wleceniu na ścianę, troski i obawy znikły i pojawił się fokus. Fokus musiał trwać całkiem długo, bo ściana nie chciała się skończyć. W jednym miejscu nawet została postawiona szykana żeby heble trochę odpoczęły. Kolejny nardzo fajny odcinek testujący psychę i przedramiona. Brawo organizatorzy.

OS6

Niegdysiejszy prolog teraz stał się epilogiem. Przejazd przez Urząd jest kolejnym smaczkiem wyróżniającym zawody w Mieroszowie od pozostałych. Żeby nie zamykać ruchu ulicznego (prawdopodobnie) został skrócony i finisz był tuż za schodami. Ostatnie obroty korbami, jeden podjazd, zjazd ze schodów i zasłużony makaron. Wszyscy ukończyli, jest radość, są wywiady i zdjęcia z miską.

O takim zamknięciu sezonu nawet nie marzyliśmy. Wszystko zgrało się idealnie. Organizacja na piątkę z plusem, co jest już standardem. Delikatne problemy rozmyły się przy całości zajabistości. Pomimo, że drużynowo bez sukcesu indywidualnie pojechaliśmy na swoim poziomie, no mogłoby być trochę lepiej gdyby nie niespodzianki fizyczno-techniczne.

Organizatorom Kellys MTB Enduro Series dziękujemy za cały sezon świetnych imprez. Za to, że słuchali komunikatów płynących od uczestników i wprowadzali je w życie co poskutkowało tym, że każdy kolejny event był coraz lepszy. Pozostałym uczestnikom dziękujemy za rywalizację i gratulujemy sukcesów, tych dużych i tych małych. Widzimy się na kolejnych edycjach!

 

Czytaj także

Było sobie… drzewo

21 lutego, 2020 / Masko Patol

Rowerowa nasza brać/mać

2 sierpnia, 2019 / Krzysztof Pałys