Canyon Strive CF 6.0

22 marca, 2020 / Krzysztof Pałys

Historia

To nie pierwszy Canyon, którego przyszło nam ujeżdżać! Nawet nie drugi! W sumie to nawet nie…ok, nieważne.

Szczęśliwie testowaliśmy zarówno ścieżkowce Canyona (Spectral), jak i również bardziej freeride’owe zabawki jak Torque w różnych konfiguracjach. Strive idealnie uzupełnia gamę tych rowerów, będąc jednocześnie tym, który najmocniej reprezentuje kategorię „całego tego enduro”. Tym razem odświeżony jak pacha po rannej kąpieli, wraca do nas w nowym wydaniu, na prawilnym, dużym kole! Czyli nastawiamy się na rejsing… (nie chodzi o żeglowanie).

Z pudełka

Pudełka nie było, ponieważ rower testowaliśmy dla redakcji Bike, więc rower był już poskręcany. Jednak zdarzyło nam się dostawać Canyony w formie przesyłki i nie było najmniejszego problemu z ich sprawnym złożeniem, tak aby nie zostało zbyt wiele „zbędnych” części w pudełku. Czyli jak z meblami z IKEI.

Normalnie w komplecie z rowerem dostajemy także instrukcję, klucz dynamometryczny z bitami, pompkę do amortyzatora, pastę montażową i lizaka. OK, lizaka nie dostajemy, poza tym nie wolno brać od obcych!

Koło dobrze zbiera ziemię, kurz oraz pył.

Komponenty

Nowy Canyon Strive ma aż sześć wersji wyposażenia, z czego każda bazuje na ramie z carbonium! Czyli tak jakby nie było takiej całkiem bieda wersji.

Nasza testówka to model CF 6.0 w wydaniu całkowicie czarnym, jak to co wam wyskoczy w Google po wpisaniu czarny kogut po angielsku.

Do dyspozycji mamy zawieszenie RockShox, z przodu Lyric RC o skoku 160mm a z tyłu Super Deluxe RCT o skoku 150mm. Oba przyrządy łatwo było wyregulować pod moją wagę i styl jazdy. Właściwie już na drugim wyjeździe dogadywałem się z zawieszeniem jak Sasha Grey z pytonami.

Trzeba przyznać, że detale ramy, w tym obudowa zawiechy, prezentują się całkiem dobrze.

Napęd to najpopularniejszy ostatnio, dwunastkowy GX z korbą Truvativ Descendant 6K. Ta grupa w pełni wystarcza, jedynych problemów może dostarczyć przerzutka, która lubi czasem kaprysić nawet po zderzeniu z motylem a co dopiero po zderzeniu z kamieniem… Za hamowanie, którego należy oczywiście unikać, odpowiadały SRAMy Guide R. Muszę przyznać, że nie są to wprawdzie moje ulubione hamulce, ale działały, jak należy. Nie grzały się jakoś szczególnie, nie zapowietrzyły ani razu i spokojnie dawały radę na szybszych trasach jak w Srebrnej czy Czarnej Górze. W sumie na przód można by było tylko wrzucić większą tarczę. Nowością tutaj jest też sprawie działający system zmiany geometrii roweru – Shape Shifter. Ten system był już wcześniej, tyle że nie był zbyt precyzyjny i przydatny w trakcie jazdy. Obecnie możemy zmienić geometrię z podjazdowej na zjazdową i na odwrót, przestawiając manetkę na kierownicy i wciskając nieco mocniej zawias. Dzięki temu zmian można dokonywać dynamiczne nawet na szybkich odcinkach. Manetka jest zintegrowana z manetką do sztycy a pozycje Shape Shifterowej kamasutry nazwano Click i Clack.

Napinacz e13 razem z taco naprawdę robią robotę!

Podjazdy

To ulubione słowo wszystkich enudrowców – uphill. Ja Strivem podjeżdżałem dużo, dzięki czemu udało mi się w miarę realnie przetestować jego właściwości jezdne w „złą” stronę górki. Tutaj też przychodzi z pomocą wspomniany wyżej Shape Shifter, który w pozycji podjazdowej skraca skok do 125mm i zmienia wysokość środka suportu. Prawda jest taka, że Strive pnie się do góry jak młoda kozica górska. Przód i tył są dobrze dociążone, koła nie myszkują za bardzo nawet na stromych fragmentach. Daje radę zarówno na długich podjazdach nie męcząc pozycją, jak i na szybkich, ostrych dopedałowaniach przy wzniesieniach na odcinkach zjazdowych, gdzie trzeba podjeżdżać na stojąco.

Zjazdy

Tutaj to w zasadzie oczywista oczywistość. Mamy rower z kołem 29 cali, z geometrią nastawioną raczej na zjazd. Nie ma tu wprawdzie jakichś rewolucyjnych kątów czy rozstawów kół – kąt główki to 66 stopni (shape shiter zmienia go na 67,5), baza kół przy testowanej emce to 1196 mm. Prawda jest taka, że nie wszyscy jesteśmy w stanie odczuć jakieś magiczne zabiegi w geometrii. Potrafią to zazwyczaj Ci co spędzają w siodle więcej niż 5 godzin w tygodniu i jeżdżący nieco szybciej niż 20 km/h. Strive’owi niczego nie brakuje na zjeździe. Jedzie pewnie w dół, ale bardzo łatwo poddaje się kładzeniu, szybkim zwrotom i skidom. Jest skoczny i chętny do zabawy jak młody labrador. W testowanym modelu mieliśmy amelinowe koła DT Swiss E1900. Na co dzień jeżdżę na carbonowych obręczach, ale tu nie odczułem jakichś poważnych deficytów związanych z brakiem sztywności. Koła były zamleczone, jeździłem na ciśnieniu ok 1.4 bara przy wadze 72kg. Wgniotów nie stwierdzono. Bardzo mi się podobała płynna praca zawieszenia po dostosowaniu ciśnienia do mojej wagi. Rower nie odbijał się po korzeniach jak dziecko wrzucone do parku trampolin, a jednocześnie nie było problemu z przeskakiwaniem przez różne przeszkody po szybkiej kompresji zawiechy. W sumie nie ma się tu do czego doczepić. Na dodatek dzięki temu, że rower nie jest siłę udziwniony to bardzo szybko się w niego „wjeżdża” i po dwóch dniach jazdy czujemy się jak we własnym siodle.

Strive bardzo łatwo się układa pod jeźdźcem – jest z tych uległych.

Podsumowanie

Jak dla mnie spokojnie można na tym rowerze zarówno wziąć udział w tzw. konkursie rowerowym jak i pojechać na dłuższą wycieczkę. Duże koło i skok w zupełności wystarczają na szybką (szybszą niż 20 km/h) jazdę po dziurach, kamieniach, korzeniach i ogólnie zaśmieconej nawierzchni. Rower jest bardzo zwrotny i poddaje się różnym ewolucjom jak niedoświadczona kochanka w rękach 20 lat starszego faceta. Geometria w połączeniu z dopracowanym Shape Shifterem pozwoli wam na całodzienny trip, w którym znajdą się (o zgrozo!) podjazdy. Rower w wyżej opisanej konfiguracji kosztuje 15 999 zł (brutto bez faktury i rabatu). To całkiem niezła cena jak na config i carbonium. W razie czego jest też tańsza wersja CF5.0 za 13 699 zł! Osobiście zmieniłbym w nim tylko kokpit i może na dłuższą metę hamulce. Kokpit jest po prostu brzydki, wiem że to kwestia gustu ale Strive mi się bardzo podoba a mostek G5 wygląda w nim jak ropiejąca krosta na twarzy Keiry Knighltey… mamy tu kierę 78 cm co jest dobrym pomysłem, sam zastanawiam się czy nie przyciąć swojej osiemdziesiątki, bo drzewa rosną ostatnio jakoś coraz gęściej. Co do hamulców, to nie miałem z nimi problemów, tak na gorąco wrzuciłbym tylko większą tarczę do przodu. Chodzi mi bardziej o późniejsze przelewanie Sramów i części zamienne. Warto też wspomnieć, że jeśli macie trochę większe wymagania sprzętowe to można sięgnąć po jedną z kilku wyższych wersji wyposażenia, które również są przystępne cenowo w porównaniu do innych rowerów z tej kategorii. Na rowerze jeździłem przez ok. miesiąc i się polubiliśmy. Nie dałem mu wprawdzie imienia, ale mógłbym mieć spokojnie Strive’a. Uważam, że to uniwersalny rower z potencjałem do ścigania. Nie jest to butik, nie jest to kobieta, na widok której będzie ślinił się każdy samiec na ulicy a potem leciał na pamięciówie. Ale jest to kobieta, na której zawsze będziecie mogli polegać, a akcje z nią w terenie dostarczą wam wystarczających wypieków. Naturalnie, to samo porównanie możemy zmienić i porównać rower do czarnego faceta z dużym kołem. Ale to już sobie dopowiedzcie, bo czuję się nieswojo.

Plusy

– carbonowa rama,

– dobrze działający Shape Shifter,

– dobrze działające, łatwe w ustawieniu zawieszenie,

– cena.

Minusy

– niezmiennie brzydki kokpit G5 – policja modowa zwracała już na to uwagę.

– bardzo mała odległość od końca koszyka na bidon do górnej obudowy dampera. Przy dłuższych koszykach może lekko obcierać.

Tekst: Krzysztof Pałys

Zdjęcia: Łukasz Kopaczyński, Magazyn Bike

Dodaj komentarz

Czytaj także

Testy rowerów

15 listopada, 2019 / Krzysztof Pałys