Rose Granite Chief

30 sierpnia, 2017 / Masko Patol

Pierwsze wrażenie

Głęboki czerwony kolor, mówiąc bardziej po męsku karmazynowo-burgundowy z metalicznym połyskiem – przykuwa wzrok. Czarne dodatki dobrze się komponują z całością. Jest ładnie, ze smakiem i nie odpustowo. Na chwilę nawet lakier odwraca uwagę od przedniej przerzutki. Czy dwa blaty z przodu to w dzisiejszych czasach faux pas?

Komponenty

Od dłuższego czasu  wszyscy jeździmy na 1×11, przeżywam więc lekki flash back po spotkaniu z przednią zmieniarką. Fajnie z perspektywy czasu i nowych doświadczeń wrócić do niegdysiejszych standardów i wyciągnąć wnioski. Cały rower jest złożony bez wyraźnych słabych punktów – napęd i spowalniacze XT, koła DT Spline 1700, Reverb, kokpit od Spanka z wiosłem 800mm i mostkiem 50mm.

Szerokie obręcze oraz kierownica ukierunkowują rower bardziej w stronę enduro niż allmountain, jak jest sklasyfikowany Chief wg strony producenta. Za kontakt z matką ziemią odpowiedzialne są gumki Continentala Mountain King z balonem 2.4, które wyglądają na dużo większe. Tak już w życiu jest, że nie każde 15cm jest tak samo duże. Na zdjęciach założony jest zestaw Maxxis Shorty i Minion SS – to nie awangarda, takie znalazłem pod wyrem, a na Śnieżnik chciałem jechać z gumami, kótre znam. Przy zakupie na stronie Rose do wyboru jest kilka zestawów opon, więc możesz zdecydować sam w co będzie obuty Twój Chief.

Podjazdy

Potwierdza się spostrzeżenie o charakterze roweru, który na podjeździe jest trochę ospały. Nie ma uczucia lekkości jak na trailówkę przystało. Bardzo lekkie przełożenia 26/42 pozwala jednak podjechać (prawie) wszystko. Powoli ale dostojnie. Wihajstra blokująceg bujanie używam zatem na każdym podjeździe, inaczej glikogen znika w oczach. Umiejscowienie wihajstra utrudnia określenie w jakim trybie jest aktualnie ustawiony (znajduje się od spodu puszki, na dodatek jest koloru czarnego jak damper). Pozycja na rowerze jest neutralna.

Na stromych odcinkach można polizać mostek.

Ze względu na moją karłowatość skłania się bardziej w kierunku pochylonej (na zdjęciach wygląda normalnie ale czułem, że się trochę kładę – może byłem niewyspany). Dla osób mojego wzrostu (171) można pokusić się o ultrakrótki mostek 35mm, na co zresztą również pozwala nam konfigurator na stronie Rose. Według tabeli producenta kwalifikuje się na rozmiar S, jednak wydaje mi się, że lepszym wyborem jest Mka. Poza długością podsiodłówki w zestawieniu z reverbem 150mm nic innego nie koliduje (przy normalnych proporcjach ciała tzn rozstaw ramion = wzrost będzie cacy). Przy sztycy schowanej w ramie na maksa musiałem opuszczać ją ok 1cm w stosunku do pełnego wzwodu. Pozostałe wymiary jak reach, stack, przekrok, współgrają z gabarytami kurdupla. Zeskakując awaryjnie na ziemię cochones krzyczą SAFE! Roweru dosiadam samodzielni, bez taboretu.

Zjazdy

Tutaj też nie czuć genów scieżkowca. W tej kwestii bliżej mu do endurówki. Dobrze klei się do podłoża, kamienie, korzenie, whatever, zawieszenie pracuje plushowo. Pike bardzo ładnie wybiera małe nierówności, przy mocniejszych strzałach sprawia wrażenie niedotłumionego, dlatego często jeździłem na kompresji skręconej do połowy. Początkowo wydawał się mało skoczny, nie zachęcał do wybijania się z każdego korzenia, jednak na przygotowanych przeszkodach popu mu nie brakuje. Przekonałem się o tym na naszej nowej ścieżce gdy po wybiciu wylądowałem dwie długości roweru dalej niż zwykle. Może być to związane z ustawieniem zawieszenia. Za dużo przy nim nie grzebalemłem, SAG był w pompkę więc szkoda czasu na kręcenie gałkami.

Pike i Deluxe RT3 nie mają niezliczonych pokręteł do settingsów. Bardzo dobrze, przynajmniej nie ma co zjepsuć. SAG, rebound, trochę skręcić kompresjana co by rąk nie urwało i dzida. Na początku wydawał się nerwowy przy dynamicznych skrętach jednak z czasem to uczucie zanikło. Już drugiego dnia czułem się jak na swoim defaultowym rowerze “na co dzień” i nawet pomimo sporego nadbagażu w plecaku (psiwór, materac, pajamas, wałki do trwałej ondulacji i inne niezbędne rowerowe gadżety) udało się zrobić PR na zjeździe ze Śnieżnika. Tak więc trudno mieć zastrzeżenia do własności jezdnych.

Spostrzeżenia

Po ponad dwóch latach użytkowania napędu 1×11 i zarzekania się, że to jedyny słuszny wybór (chęć zatrzymania obu nerek jest większa niż profity idące z posiadania 1×12) powrót do napędu 2×11 odbył się praktycznie bezboleśnie. Najbardziej uwierało w tym zestawieniu umiejscowienie manetki Reverba, ergonomiczne jak smarowanie chleba łyżką. Moje krótkie serdelki miały też problem z dosięgnięciem do klamek, prawą dźwignię mogłem przesunąć do styku z gripem, jednak z lewej strony między chwytem a gripem jest manetka Reverba.

Obsługa napędu 2×11 wymaga skoordynowania dwóch kończyn ale nie jest to bardziej skomplikowane niż strzelenie selfie jadąc rowerem lub przeglądanie pejsbuka prowadząc samochód, czego z pewnością nigdy w życiu nie robiliście. W wielu przypadkach zmiana jednego biegu z przodu jest o wiele korzystniejsza i łatwiejsza niż redukcja pięciu koronek z tyłu (odkrywcze, wiem). Gdy po szybkim zjeździe pojawia się sztywny podjazd o wiele szybciej możemy zredukować na odpowiednie przełożenie.

Każda sytuacja ma też swoje minusy, więc czasem zdarza się też tak, że po redukcji na małą zębatkę z przodu otrzymujemy o wiele za lekki bieg. Jeśli jednak nie ścigasz się w zawodach i nie dostajesz frustracji na każde zniweczone 0,6 sekundy nie ma to większego znaczenia. Drażni jedynie wrażliwości tylnej zmieniarki Shimano na różne okoliczności przyrody, czyli na spotkanie z latającymi kamieniami, patykami i wiewórkami. Każdy drobny strzał błyskawicznie skutkuje informacją zwrotną w postaci kapryśnie (nie)działających biegów.

Ślepe podążanie za trendami nie jest najlepszym rozwiązanie. Jeżeli przy napędzie 1xPinset Twoja przednia zębatka ma rozmiary zabawki z Kinder niespodzianki zastanów się czy dobrze wybrałeś. Skok manetki jest krótki, nie trzeba przedłużać kciuka tamponem aby sprawnie nią operować, kultura pracy przedniej zmieniarki na przestrzeni dwóch lat zmieniła się bardzo w kierunku na plus.

Podsumowanie

Świetny kontakt z polskim polskim przedstawicielem marki, możliwość konfigurowania sprzętu przy zakupie i całkiem rozsądne ceny sprawiają, że rowery Rose warte są zainteresowania. Nie jeżdżą gorzej niż inne modne i mainstremowe marki, do tego możesz się o tym przekonać na własnej skórze – wystarczy skontaktować się z przedstawicielem i wypełnić umowę użyczenia. Granite Chiefa traktowałbym bardziej jako rower enduro niż ścieżkowca, jeśli szukasz zwinnej podjazdowej sarenki możesz się trochę zdziwić i to nawet po dwakroć. Pierwszy raz na podjeździe a drugi gdy na zjeździe popękają Ci zajady od pełnego uśmiechu.

Czytaj także

Antoine Bizet – wywiad

25 maja, 2020 / Krzysztof Pałys

Enduro (nie) dla wszystkich

20 września, 2019 / Masko Patol