Bożek Progresjan

20 sierpnia, 2019 / Masko Patol

Odkąd na rynku pojawiły się rowery o tzw. geometrii progresywnej, czyli krótko z tyłu, długo z przodu i suport na glebie, konstrukcje o klasycznych wymiarach często dostają łatkę przestarzałych. O ile nazywanie ich “nie na czasie” nie jest niczym złym, tak zarzucanie im braku stabilności jest conajmniej dziwne, bo te same rowery kilka lat temu były uznawane za ultra stabilne. Zresztą, niektóre marki nie podjęły tego trendu od razu (np. Yeti, YT, Ibis, Trek). Czy więc zatem sam fakt istnienia ram o geometrii progresywnej może być powodem do określania klasycznych konstrukcji jako tych “niestabilnych” i nie pomagających podczas zjeżdżania?

No tak średnio bym powiedział.

Zasadniczo dobrze jest mieć wybór, dobrze jest też umieć określić swoje preferencje zamiast ślepo gonić za trendami. W uproszczeniu można uznać, że nie ma idealnych rozwiązań i wszystkie mają swoje wady i zalety. Nie inaczej jest z rowerami progresywnymi, dłuższa baza kół działa trochę jak systemy trakcji w nowoczesnych autach, trudno wyprowadzić je z właściwego toru jazdy, pomagają nam na każdym kroku. W takim aucie każdy jest mistrzem kierownicy, zwłaszcza na prostej. A co jeśli chcemy trochę bardziej pomiąchać dupką? Albo wkleić się z pivotem? Tu już trzeba się bardziej napocić. Oczywiście dalej wszystko jest możliwe, ale wymaga też od jeźdźca więcej zaangażowania.

Karkołomna próba jazdy na rowerze o nieprogresywnej geometrii podczas konkursu rowerowego.

Warto też zrobić rachunek sumienia z tego po jakich trasach jeździmy najczęściej. Rowery o dużym rozstawie osi plusują dopiero przy większych prędkościach w trudnym terenie i nie mam tu na myśli 35km/h we wąwozie w Srebrnej Górze. Takich tras na terytorium jest jak na lekarstwo. O tym czym są trudne trasy przekonali się nasi kamraci próbując swoich sił na zawodach z cyklu EWS. O podjazdach nawet nie wspomnę, bo wciąż mam wrażenie, że najulubieńszym uphillowym przełożeniem w naszym nowym bicyklu jest drugi bieg w tarpanie, a pytania o to jak rower podjeżdża należą do tych z gatunku “frequently asked question”. Jeśli w większości przypadków są to wycieczki w koło komina, trudność ścieżek na poziomie Twistera a intensywność jazdy nie pozwala, żeby w okolicy tarczki ryjowej pojawiły się słone krople to zalet płynących z tego typu konstrukcji praktycznie nie odczujemy. Albo odczujemy mniej więcej taką różnicę jak pomiędzy autem o mocy 300KM z napędem na cztery koła a Fiatem Pandą wykonując manewr parkowania równoległego przed osiedlowym warzywniakiem.

Yeti SB5.5 jest tak krótki i niestabilny, że wymaga asekuracji podczas zjazdu.

Coraz częściej słyszy się, że rowery z klasyczną geometrią nie pomagają na zjeździe. Ta klasyka to zaledwie 3-5lat. Trochę to niedorzeczne i w sumie zabawne, bo gdy 4 lata temu po raz pierwszy wsiadłem na swoją nową Caprę w rozmiarze S z rozstawem osi 1150mm byłem zachwycony jak to idzie po wszystkim. Dziś taki rower byłby prawdopodobnie określony jako niebezpieczny dla użytkownika, a jego właściwości zjazdowe przyrównane co najwyżej do dziecięcego pushbajka. Dobrze, że w kwestii długości męskich przyrodzeń trendy się tak szybko nie zmieniają, bo biała rasa dość szybko by wymarła.

Trendy istnieją w każdej dziedzinie i nie ma w tym nic ani złego ani dziwnego. Branża rowerowa rozwija się bardzo szybko, nie zdążymy się przyzwyczaić do jednego standardu a już pojawia się nowy. Progresywne rowery pojawiają się w arsenale praktycznie każdego producenta, jedne są bardziej ortodoksyjne, inne mniej. Czy są lepsze? W niektórych płaszczyznach na pewno, ale dobrze by było jakbyśmy sami robili progres wprost proporcjonalny do wydłużania się bazy kół, bo niestety na rynku możemy znaleźć pompki do penisa, ale pompek do skilla wciąż brak. Dużo lepiej dla nas jeśli zrobimy progres na “regresywnym” rowerze niż jak zaliczymy regres na progresywnym (bo same jeżdżą).

Czytaj także

Artyści od brudnej roboty

6 września, 2019 / Masko Patol