Canyon Strive CF 8.0
Pudełkowo
Kolorki kolorki – ciekawe jaki tym razem? Niebiesko-niebieski? Czerwono-czerwony? A może oczojebny? No to otwieram, a tam czarno-czarno. Czarno mat i piano czarno, jedno i drugie przyjmuje nasz dotyk i zostawia na sobie odciski na długo 🙂
Składanie to sama przyjemność – w pudełeczku jest komplet kluczy, w tym dynamometryczny, biblia do poczytania i pompka do pompowania.
Jest nawet pasta montażowa – nie odstawiać na półeczkę obok lubrykanta, pomyłka może boleć ( zarówno w jedną jak i drugą stronę )
Mimo, że wszystko jest dokręcone z fabryki warto przy pierwszej jeździe sprawdzić momenty i nie lecieć na KOM’a. Niedokręcona kierownica albo manetka może sprawić niemałą niespodziankę.
Sprzętowo
Pełna grupa Shimano XT robi robotę – w sumie to żadne zaskoczenie. Hamulce Deore XT M8120 przedstawiane są jako lżejsze Sainty i faktycznie nie można im nic zarzucić. Siła jest bardzo w porządku, do modulacji trzeba się przez pierwsze parę zjazdów przyzwyczaić szczególnie kiedy przesiadamy się z naszych starych Hope.
W napędzie zestawienie tarczy 32T z kasetą 10-51 nie jest niczym dziwnym i w zupełności wystarcza aby wmielić każdy podjazd i dokręcić na zjeździe jeśli jest taka potrzeba. XT po prostu działa, i to jest w nim super. Po przygodach z GX-em jest to miłe zaskoczenie.
Za uginanie się odpowiedzialne są powietrzne Foxy z linii Performance Elite: 36 z przodu i DPX2 z tyłu. Zarówno przód jak i tył ustawiałem wedle tabelek… i to działa. Po 2-3 zjazdach i dostosowaniu o 1-2 clicki wszystko działa jak należy. Ilość pokręteł jest jakby mniejsza niż w ich złotych braciach – to upraszcza sprawę.
Pod siodełkiem siedzi Fox Transfer – i to jest jedna z słabszych części w rowerze. Manetka jest bardzo przyjemnie wykonana, natomiast działanie sztycy jest po prostu kiepskie. Jestem osobą która używa jej w dwóch położeniach: góra albo dół – i już tu jest problem gdyż aby wysunęła się do końca trzeba ostatni centymetr podciągnąć ją ręką. Przy rowerze tej klasy chciało by się nie myśleć o takich dodatkowych czynnościach.
Ameliniowy cockpit jest sygnowany znakami G5 i jest po prostu wizualnie brzydki. Może to wynikać z przyzwyczajenia do jazdy na carbonowym sprzęcie, ale za każdym razem jak się na niego patrzy to na twarzy gości ten sam niesmak. Całości dopełniają cienkie gripy tej samej marki, od nich po prostu na zjazdach łapy bolą – najlepiej od razu wymienić je na ODI/ESI.
Koła to podobnie jak w Spectralu 8.0 to DT Swiss E1700 w rozmiarze… no właśnie – koła 29” w wszystkich rozmiarach ramy. O ile Spectral goni Strive i zbliża się do segmentu Enduro to koło jest pierwszą poważną różnicą (Spectral jeździ na 27,5), a drugą jest Shapeshifter.
Shapeshifter jest wisienką na torcie dzięki której można w big black bike absolutnie się zakochać. Po poprawkach, jazda na wersji 2.0 to bajka. Wciskasz guziczek Click i zmienia się charakterystyka: zawieszenie się usztywnia, skok skraca a kąty główki są nieco bardziej strome. Od razu, bez zbędnego bujania, zastanawiania się, sprawdzania czy już czy jeszcze nie? Wystarczy na chwilę odciążyć tył i ciach. Działa, i jest to miłe.
Przed zjazdem wciskasz Clack i sztywna maszynka do podjeżdżania staje się enduro-potworem. Jeśli zapomnisz o tej czynności – to po pierwszych kamieniach sobie przypomnisz 🙂 Rower powraca do 66′ przy główce ramy a skok zawieszenia do 150mm i bziuuuuuu w dół.
Podjazdowo
“Aby zjechać trzeba podjechać” – powtarzam za każdym razem mojemu synkowi… co nie znaczy ze przy 2 podjeździe nie zaczynam klnąć i wściekać się na wszystko wokoło. Przed podjazdem trzeba wcisnąć na manetce przycisk “Click” i odciążyć tył. Pierdolnik przy damperze odskoczy i skok się zmniejszy, nie trzeba już sięgać do blokady w amorze. I bardzo dobrze, bo przy tak zamontowanym damperze jest to prawie stunt. Podjazdy stają się bardzo przyjemne (jak na podjazdy). Przy ostrzejszych sekcjach koła nie myszkują, nie trzeba wstawać ani wbijać siodła pomiędzy pośladki a pozycja nadal jest komfortowa.
Zjazdowo
Wciskasz “Clack” aby uruchomić Shred mode i wio! Zjazd to wielka frajda – rower naturalnie układa się w zakrętach, nie trzeba koncentrować się na dociążaniu przedniego koła albo pilnować się z utrzymaniem neutralnej pozycji. Wszystko co potrzebne do udanego zjazdu składa się ładnie w całość:
- Zawieszenie oparte na Foxíe 36 DPX2 Performance Elite z tłumikiem FIT4 i damperze DPX2 Performance Elite
- Koła 29” obute w Miniony w dwóch wersjach mieszanki: klejąco z przodu i trochę mniej na tyle.
- Hamulce Shimano Deore XT
Bardzo szybko można osiągnąć pierwszą nadświetlną, drugą i trzecią w sumie też. I tu jest pies pogrzebany – rower daje takie poczucie pewności, że bardzo łatwo przekroczyć granice swoich umiejętności i katapulta gotowa 🙂
Na szczęście heble nie zawodzą, da radę wyhamować emocje i utrzymać jeźdźca na galopującym rumaku.
Subiektywne porównanie Specrtal vs. Strive
W obu rowerach mocno wkurzają obydwa powyżej opisane komponenty – współdzielony kokpit/gripy G5 oraz sztyca – więc nie ma co pisać ponownie tego samego. Z mojej perspektywy (pokurcz o raczej standardowych wymiarach poniżej 180cm) w ramie wyczuwalne są 2 różnice:
- rura górna w Strivie jest ok 27 mm dłuższa
- podsiodłówka w Spectralu jest ok 25 mm wyższa
Dla mnie te różnice są odczuwalne i dość znaczące dla ogólnego feelingu roweru na korzyść Striva. Jazda na Spectralu była dla mnie jak udział w wyścigach konnych… ale na kucyku. Porównując roweru na zjazdach Strive szybciej się napędza, łatwiej przelatuje przez kamienie i jest pewniejszy w zakrętach. Podjazdy na obu maszynach wchodzą porównywalnie choc Spectral lubi je szybsze i to ułatwia – w Strive shapeshifter jest potrzebny i jeszcze stykla by zupełna blokada w Spectralu włączasz blokadę dampera i masz rower XC. Dyskutując o przewagach rowerów z Krolikiem odniosłem wrażenie ze zaczynamy rozmawiać w podobnym tonie jak porównując AMG A35 i Audi S3… za dużą rolę zaczynały tu odgrywać indywidualne preferencje i styl jazdy.. albo jego brak 😀
Pi razy drzwi można powiedzieć, że Spectral jest troszkę bardziej racingowy. Podjeżdza pod górę jak szalony, na zjazdach wymaga pracy ciałkiem i skupienia, lekko wali po łapkach, ale jest skoczny i skrętny. Jednak jeśli posadzisz dupę na siodle w czasie zjazdu to Cie zrzuci. Zdecydowanie dla tych co lubią wyginać śmiało ciało w dół i w górę.
Natomiast Strive jest bardziej kanapowy. Dostojnie wjeżdża pod górę (czyt. boli to bardziej niz w Spectralu) i pozwala się wozić na zjeździe. Jeśli chcesz to wykrzesasz z niego ogień, nie strzepnie Cie z grzbietu jeśli się będziesz wieźć. Jest troszkę jak rozleniwiona macierzyństwem Marit Bjoergen. Będzie szedł powolnym i z nonszalanckim luzem, ale jeśli go skłonisz do reakcji do dopier#*oli do pieca. Za to Spectral jest jak Teresse Johaug: zgrabna, szybka, koścista i nie musi golić jaj.
Podsumowanie
To świetny rower enduro – można nim śmiało jechać w najtrudniejszy teren lub na zawody. Jeśli w Spectralu brakowało kół 29 to to jest kolejny krok.
Shapeshifter faktycznie sprawia, że rower ma dwie twarze – zabawową, i XC. Na spokojnie jesteśmy w stanie robić nim dłuższe wyrypy i nie będziemy czuli się na koniec dnia totalnie wypruci. Oprócz drobnych mankamentów które można szybko zmienić dostajemy maszynę do enduro niemal kompletną.
Jeszcze dodając kolejną parabolę, niesprośną tym razem. Strive jest jak auto 4×4 Spectral jak RWD. Spectral daje więcej odczuć z jazdy, ale trzeba uważać. Strive można się wozić bez konsekwencji. Jeśli jednak się przyłożycie Strive pozwoli na więcej.